W ekskluzywnym wywiadzie dla hello2news, Jerzy Fedorowicz – aktor, reżyser teatralny i senator – dzieli się swoimi przemyśleniami na temat wykorzystania sztucznej inteligencji w sztuce, przyszłości teatru oraz roli tradycyjnych form wyrazu w dobie nowoczesnych technologii.
Jakub Żebrowski, hello2news: Chciałbym poprosić o komentarz w bieżącej sprawie, czyli w kwestii spektaklu wystawianego w Teatrze Słowackiego w Krakowie, w którym wykorzystano sztuczną inteligencję. Chodzi o sztukę Witkacego, gdzie część partytur i fragmentów scenariusza została napisana de facto przez AI – można powiedzieć, że bez zgody autora, który już nie żyje. Jakie jest Pana zdanie na ten temat?
Jerzy Fedorowicz: Myślę, że to będzie zmierzało właśnie w tym kierunku. Znam twórczość pana Garbaczewskiego, który prowadzi ten projekt, i wiem, że w tej dziedzinie porusza się już z dużą swobodą. Pytanie jednak pozostaje, na ile możemy sobie na coś takiego pozwolić.
Jeśli chodzi o moje przekonania w tej sprawie, sądzę, że jest to postęp nieunikniony. Moje pokolenie oczywiście nie było przygotowane na coś takiego, co jest naturalne. Aktor w naszym rozumieniu to przede wszystkim człowiek z odpowiednimi predyspozycjami. Proszę sobie wyobrazić, że kiedy wchodziliśmy na scenę razem z takimi aktorami jak Trela, Radziwiłowicz, Janek Nowicki czy Pszoniak, kluczowe było, aby mieć dobrą emisję głosu. Nie wspomnę już o odpowiednich emocjach, które dostrzegali w nas nasi nauczyciele i które pozwalały grać w prawdziwie ambitnym teatrze.
Pamiętam, jak w 1979 roku wystawialiśmy musical – orkiestra grała w orkiestronie, a my śpiewaliśmy bez mikrofonów. Wszystko zaczęło się zmieniać, gdy wprowadzono mikroporty. Wczoraj byłem na przedstawieniu na dużej scenie, w postindustrialnym otoczeniu. Aktorzy grali z mikroportami, a ja miałem trudności, by zorientować się, kto i kiedy mówi.
Miałem już okazję oglądać spektakl pana Garbaczewskiego, którego podziwiam za jego poszukiwania artystyczne. Roman Garncarczyk, świetny aktor, który kiedyś u mnie zaczynał, potrafił siedzieć na moim krześle w garderobie Starego Teatru Kameralnego i odgrywać swoją rolę – jego obraz i dźwięk były transmitowane na ekranie.
J. Żebrowski: Czy zdarza się Panu korzystać ze sztucznej inteligencji?
J. Fedorowicz: Nie, nie korzystam ze sztucznej inteligencji. O ile, oczywiście, nie ma Pan na myśli takich rzeczy jak kupowanie biletów lotniczych czy używanie GPS-u w samochodzie – to są rzeczy naprawdę przydatne i ułatwiają nam życie.
J. Żebrowski: A co Pan sądzi o tym? Ostatnio pojawiła się informacja, że w Mapach Google zniknął prawdziwy lektor, który przez lata udzielał swojego głosu, a zastąpiła go sztuczna inteligencja. Czy to znaczy, że lektorzy nie będą już mieli pracy?
J. Fedorowicz: To jest przerażające i dotyka sedna tego, o czym rozmawiamy. Przecież kiedyś nagrywałem dla firm wydawniczych powieści i książki dźwiękowe, zanim jeszcze zostałem posłem. Brali w tym udział wybitni aktorzy, tacy jak Frycz, Tadek Huk, Dorota Pomykała czy Edek Lubaszenko. Niestety, kiedy dziś słucham nagrań z lektorem generowanym przez komputer, nie brzmi to dla mnie dobrze, bo pamiętam te czasy, kiedy książki nagrywaliśmy my, aktorzy, którzy byli rozpoznawani nie tylko po głosie, ale także po rolach filmowych i telewizyjnych. Słuchacze przeżywali te nagrania i słuchalność była ogromna.
O podobnych problemach rozmawiamy wśród artystów plastyków. Moja żona, nieżyjąca już niestety, była scenografem i tworzyła przepiękne dzieła – barwy, tony, harmonijne kompozycje. Wykorzystywała przy tym swój ogromny talent i umiejętności. Kiedy rozmawiam z moją wnuczką, która studiuje na Akademii Sztuk Pięknych, dowiaduję się, że w przyszłości będzie musiała korzystać z tej sztucznej inteligencji, by rozwijać swoją sztukę, nawet jeśli teraz zajmuje się kopiowaniem wielkich dzieł, aby zostać konserwatorem zabytków.
Mieszkałem kiedyś na jednym piętrze z wielkim polskim grafikiem, Jurkiem Bankiem, nazywanym “Picasso Wschodu.” Obserwowałem, jak powstaje grafika – jak artysta pracuje nad każdym szczegółem, ryjąc w drewnie, przygotowując odbicie swojego dzieła. Jeśli teraz sztuczna inteligencja zacznie przejmować takie procesy, to ludzie będą kupować dzieła, które nie są efektem ludzkiego talentu, wyobraźni i pracy mózgu. Moim zdaniem, to może bardzo spłycić nasze postrzeganie rzeczywistości.
J. Żebrowski: Mam pytanie odnośnie wyborów w Stanach Zjednoczonych. Jak się okazało, większość sondażowni pomyliła się i nie przewidziała wyniku wyborów. Natomiast bukmacherzy, którzy opierali się na analizach sztucznej inteligencji, wiedzieli od początku, że zwycięży Donald Trump, bo tak wskazały ich modele predykcyjne. Jak Pan uważa, jak może wyglądać przyszłość za prezydentury Donalda Trumpa? Czy rozwój technologiczny faktycznie jeszcze bardziej przyspieszy? Czy Stany Zjednoczone staną się liderem w dziedzinie sztucznej inteligencji?
J. Fedorowicz: Powiem tak: tak, zgadzam się, że może to być prawdopodobne. Człowiek o takiej osobowości, postać dla nas kontrowersyjna, który już w poprzedniej kampanii posługiwał się ostrymi sformułowaniami i stosował – nazwijmy to – „brudne” metody, bierze udział w wyborach. Sztuczna inteligencja mogła podpowiedzieć mu, jeszcze zanim zgłosił się jako kandydat Republikanów, że ma realne szanse na wygraną.
Byłbym ostatnią osobą, która uważałaby, że nauka ma szkodzić człowiekowi. Czy nauka może negatywnie wpłynąć na rozwój świata? Oczywiście, każda nowa technologia, każde nowe zadanie ma swoje dobre i złe strony. Jako człowiek teatru – miejsca żywego kontaktu z ludźmi – mogę powiedzieć, że wolę teatr od filmu właśnie dlatego, że na oczach widzów, z moimi emocjami jako aktora, odbywa się prawdziwe misterium. To jest żywa sztuka w żywej materii. Jeśli sztuczna inteligencja to odbierze, droga ta może okazać się niebezpieczna, bo młodzi ludzie przestaną sięgać po to, co ukształtowało naszą inteligencję – po książki. Książki pobudzają wyobraźnię, pozwalają nam tworzyć obrazy w umyśle.
Kiedy czytałem „Winnetou”, a później poszedłem do kina na western, w mojej wyobraźni wszystko już było ukształtowane. W moim umyśle widziałem prerię, Indianina, sztucer, rewolwer Colt. I to właśnie jest ta magia, którą książki wnoszą w nasze życie – wnoszą piękno, które pozwala nam widzieć świat według własnej wyobraźni.
J. Żebrowski: Czyli rozumiem, że jest Pan zwolennikiem podejścia, w którym najpierw czytamy książkę, a dopiero później idziemy do kina, tworząc najpierw obrazy w wyobraźni?
J. Fedorowicz: Tak, dokładnie. W zasadzie tak właśnie uważam. Tak też zostałem wychowany. Mój ojciec był aktorem, więc od najmłodszych lat chodziłem do teatru. Ale zawsze starałem się przygotować wcześniej, i jeśli na przykład wystawiano adaptację książki, takiej jak W pustyni i w puszczy, to książka była dla mnie tym pierwszym, najważniejszym etapem, który pobudzał moją wyobraźnię i zachęcał do dalszego zgłębiania dzieła. Wydaje mi się, że to podejście powinno być konsekwentnie przekazywane również młodym nauczycielom i nie może zniknąć.
Obawiam się, aby nie doszło do podobnego podziału, jaki miał miejsce 40-50 lat temu, gdy licea zaczęły dzielić się na profile humanistyczne i ścisłe. W efekcie absolwent, młody polski inteligent po maturze, miał małą wiedzę o historii, literaturze, sztuce i pięknie, natomiast świetnie radził sobie z rozwiązywaniem zadań matematycznych. Uważam, że to jest błąd.
W latach 90. prowadziłem zajęcia w teatrze dla osób zmieniających miejsce pracy i innych, i zawsze zaczynaliśmy od jakiejś myśli, która padała jako inspiracja. Jeśli cytujemy wiersz, na przykład Wierzyńskiego, ważne jest, aby powtarzać go, pisać i czytać wielokrotnie, bo to otwiera nowe perspektywy.
Pracowałem również jako wolontariusz w Monarze i z dziećmi z niepełnosprawnościami umysłowymi. W tych sytuacjach nie odwołuję się do sztucznej inteligencji, lecz do własnego procesu, do przekonania innych o wartości, jaką niesie życie. Trudno oczekiwać, że sztuczna inteligencja wyrazi emocjonalną siłę takich słów.
Może niektórzy specjaliści będą mieli inne zdanie, ale jeśli mówię komuś: “Zamiast brać narkotyki, skoro matura się zbliża i chcesz mieć jasny umysł, przebiegnij dziesięć razy wokół bloku. Efekt będzie podobny — nie zaśniesz i zyskasz energię.” Cieszę się, że Pan kiwa głową na moje słowa, bo widzę, że nazwisko Żebrowski nie jest mi obce. Widzę, że ma Pan w sobie autentyczną wrażliwość, a nie jest tylko wytworem sztucznej inteligencji.
J. Żebrowski: Obecnie w Sejmie trwają prace nad ustawą, która miałaby ustanowić Wigilię dniem wolnym od pracy. Moje pytanie brzmi: skoro Wigilia będzie dniem wolnym, to czy nie spędzimy go znowu przy stołach, ale patrząc w ekrany telefonów zamiast rozmawiać i budować prawdziwe relacje międzyludzkie? Czy w takim razie Wigilia powinna być dniem wolnym, czy nie? A jeśli tak, to jak powinniśmy ją przeżywać, by w pełni cieszyć się jej atmosferą?
J. Fedorowicz: Jestem przeciwny takim odgórnie ustanawianym dniom wolnym. Ludzie doskonale sobie radzą z przygotowaniami do Wigilii – sklepy i wszyscy wokół dostosowują się do tego dnia. Pamiętam czasy, gdy w Wigilię w ostatniej chwili biegło się po prezent pod choinkę – to nawet znajduje swoje miejsce w literaturze. W tej kwestii jestem absolutnym konserwatystą.
Sam mam spory problem, odkąd zostałem osobą publiczną – posłem, a później senatorem. Wiele osób chętnie zaprasza nas, polityków, na spotkania wigilijne, ale ja nie przepadam za tym i wyraźnie to okazuję. Nie mam ochoty uczestniczyć w pięciu czy sześciu wigiliach, by wciąż uściskać się z różnymi ludźmi. Po pierwsze, nie przepadam za tym obyczajem, a po drugie – odbiera mi to radość z tej jednej, wyjątkowej nocy, tego wieczoru, który spędzam z najbliższymi.
W mojej rodzinie są zarówno osoby wierzące, jak i niewierzące, ale jedno pozostaje niezmienne – ktoś z krewnych czyta fragment Pisma Świętego. Ta tradycja tworzy szczególny nastrój, na który dzieci czekają. Dlatego te liczne wigilie, odbywające się przed świętami, odbierają mi część radości tego wieczoru.
Wigilia to niezwykle ważne święto dla każdego z nas. Przypada w czasie, gdy nadchodzi zima, nastrój staje się trudny, a jeśli jeszcze nie ma śniegu, ludzie często popadają w melancholię. I wtedy nadchodzi ten jeden wieczór, z jego ciepłem, prezentami i cudowną atmosferą. Dlatego właśnie cenię spokojną Wigilię, którą chcę spędzić wyłącznie z najbliższą rodziną – całym sercem będąc przy tych, którzy tego wieczoru ze mną nie zasiądą.
J. Żebrowski: Chciałbym jeszcze poruszyć temat związany z ograniczeniem użytkowania telefonów przez dzieci, a nawet wprowadzeniem zakazu. Obecnie w Australii trwają prace nad przepisami, które miałyby ograniczyć korzystanie z telefonów przez osoby do 16. roku życia, zakazując im dostępu do mediów społecznościowych. Moje pytanie jest takie: czy Pana zdaniem wprowadzenie tego rodzaju ograniczeń to krok w dobrym kierunku, czy może raczej powinniśmy skupić się na edukacji i zaufać mądrości rodziców? Jaką drogę by Pan wybrał?
J. Fedorowicz: Rozumiem, że pomysł ograniczenia korzystania z mediów społecznościowych dla osób poniżej 16. roku życia wynika z problemów takich jak hejt i związane z nim tragedie. Śledząc te sprawy, odczuwam ogromny smutek, a także rozmawiam z młodymi ludźmi dotkniętymi falą hejtu. Droga, którą proponują Australijczycy, jest radykalna, ale wydaje mi się, że zawiera wiele słuszności.
Powiem szczerze, że irytuje mnie widok dzieci w wózeczkach zajętych telefonem. W moim odczuciu to wina rodziców – dają dzieciom urządzenie, bo brakuje im czasu, a bajka w telefonie wydaje się prostym rozwiązaniem. Często słyszę od rodziców, że wiedzą, iż to nie jest najlepsze, ale „co mają zrobić?” Cóż, kiedyś takich rozwiązań nie było i jakoś sobie radziliśmy.
Zawsze ostrzegam przed mediami, które pełne są hejtu i manipulacji, gdzie szerzą się fałszywe informacje. Moim zdaniem, dzieci i młodzież poniżej 15-16 lat nie są jeszcze w stanie odróżnić prawdy od fałszu, dobra od zła. Nie rozumieją niuansów, jak choćby ironicznego nagłówka, który mówi „Lewandowski znowu nie strzelił?” – młody odbiorca może przyjąć to dosłownie, bez zrozumienia kontekstu.
Słyszałem niedawno, że Australijczycy poważnie zastanawiają się nad takim rozwiązaniem – najwyraźniej problem tam dojrzał do tego, by podjąć tak drastyczne kroki. U nas też pewnie nadejdzie czas na dyskusję na ten temat. Dawniej, kiedy byłem w komisji edukacji i zajmowałem się problemami młodzieży, obserwowałem, że „młodzież popada w problemy, gdy się nudzi.” Jeśli telefon likwiduje nudę, to jednocześnie zaburza naturalne procesy myślenia i wyobraźni.
Zatem odpowiedzialność spoczywa na nas, dorosłych. Zawsze winię nie dzieci, ale rodziców – to od nich zależy, jak dziecko ukształtuje swój kontakt z technologią i mediami.
Jerzy Feliks Fedorowicz (ur. 29 października 1947 w Polanicy-Zdroju) to polski aktor teatralny i filmowy, reżyser teatralny oraz polityk. Absolwent Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie (1969), swoją karierę aktorską rozpoczął w Teatrze Rozmaitości w Krakowie, następnie występował w Teatrze Dramatycznym w Szczecinie oraz w Starym Teatrze w Krakowie. W latach 1989–2005 pełnił funkcję dyrektora naczelnego i artystycznego Teatru Ludowego w Nowej Hucie. Od 2005 roku zaangażowany w działalność polityczną jako poseł na Sejm V, VI i VII kadencji, a od 2015 roku jako senator IX, X i XI kadencji z ramienia Platformy Obywatelskiej. Laureat licznych nagród za działalność artystyczną i społeczną, w tym Nagrody Prezydenta RP za Twórczość dla Dzieci i Młodzieży “Sztuka Młodym” (2005).